~~
Nawet jeśli obok mnie stał mój kuzyn
Albus, oraz parę innych sympatycznych osób, bynajmniej nie czułam się
komfortowo. Znajdowałam się w samym środku wielkiego tłumu Ślizgonów
oblegających ich cały Pokój Wspólny. Wszyscy coś pili, głośno rozmawiali, parę
osób w dziwny sposób wyginało swoje ciała w rytm muzyki nazywanej aktualnie
„modną”. Ja w tym czasie spokojnie rozmawiałam, stałam w małej grupce
ludzi i piłam piwo kremowe, unikając pretensjonalnych spojrzeń nieznanych mi
Ślizgonów, którzy pewnie uważali, że oprócz członków ich domu nikogo więcej nie
powinno tam być. Czasem, jednak, paru chłopców starało się być dla mnie miłym
i proponowali mi Ognistą Whiskey, jednak ja za każdym razem grzecznie
odmawiałam – nie należałam do osób nadmiernie pijących.
Lecz w tamtej chwili nie tylko byłam
zrażona do upicia się wśród wielu nieznanych, bądź nielubianych, przeze mnie
ludzi. Na samym wstępie odrzuciło mnie zachowanie kilku osób, które na mój widok
zaczęły „dyskretnie” szeptać. Postanowiłam nie przejmować się nimi i iść
dalej. Niestety później nie było lepiej. Przy stole, pod którym były napoje,
mijający mnie starszy Ślizgon „przez przypadek” wylał mi na buty całą zawartość
swojej szklanki. Przyglądając się mojemu granatowemu krawatowi Ravenclawu,
wyszczerzył swoje zęby w głupkowatym uśmiechu, po czym bez żadnej skruchy mruknął
krótkie: „Sorry”, a odwracając się do swoich kumpli dodał: „Kurde, co za
kujonice tu wbijają?...”.
Tak. Tak podobno wyglądały coroczne,
szalone imprezy Ślizgonów z okazji rozpoczęcia roku szkolnego. Mimo, że byłam
tam dopiero pierwszy raz, stanowczo się do nich zraziłam. Marzyłam żeby tylko
sobie stamtąd wyjść i oderwać się od tego toksycznego społeczeństwa, które
przyprawiało mnie o ból żołądka. Zerkałam co chwilę na mój granatowy zegarek,
wyczekując godziny, która byłaby na tyle przyzwoita, żeby Albus się na mnie nie obraził gdybym opuściła te imprezę.
A byłam tam tylko dla niego.
Wcześniej długo nalegał żebym się zjawiła. Po Uczcie Powitalnej ciągle za mną
chodził. Poszedł nawet do Pokoju Wspólnego Gryffindoru, gdzie dalej mnie
namawiał. Opowiadał o samych superlatywach, jak to będzie fajnie, kiedy ja się
pojawię… Wszystko w teorii brzmiało pięknie, ale spodziewałam się, że w
rzeczywistości byłoby inaczej. W tym przeświadczeniu utwierdził mnie James,
który w pewnym momencie do nas podszedł, przez co Albus, nie wiedząc czemu,
bardzo się nachmurzył. Starszy kuzyn wypytywał mnie: „Rose, ty serio chcesz
pójść na imprezę tych idiotów?”. Wiedziałam, że powiedział to tylko w żartach, bo przecież zawsze trwała ta odwieczna walka między Gryffindorem i Slytherinem, jednak
spoglądając na coraz to smutniejszą twarz Albusa, postanowiłam bronić jego
imienia i z „wielką przyjemnością” zgodziłam się pójść. To był błąd.
Było niewiele po dziewiątej. Parę
osób zaczynało się zataczać, a z nieokreślonego źródła zaczął dobiegać odór
mieszający się z zapachem drogich perfum dziewcząt stojących nieopodal.
Wszystko zaczynało mnie strasznie
drażnić. Dosłownie wszystko. Nawet Albus, przez którego tkwiłam tam i się
męczyłam, ale to dla niego przyszłam, więc obiecałam sobie w myślach: „Jeszcze
pół godziny. Rose, wytrzymasz. Tylko pół godziny i będzie spokój…”.
Niestety z rozmyślań o upragnionym
spokoju wyrwało mnie głośne wiwatowanie jednego pijanego Ślizgona. Odpychając
tłum, szybko przedarł się w miejsce tuż koło mnie, po czym energicznie rzucił
się na Albusa powalając go na ziemię.
– Wygrałeeem staryyyy! Wygrałeeem!!!
– wrzasnął mojemu kuzynowi do ucha równocześnie przygniatając go do ziemi i
wymachując rękami.
– Françis! Przecież widzę, złaź ze
mnie!
Ludzie zebrani wokół wybuchli
śmiechem, a pijany Ślizgon posłusznie zszedł z Albusa i wstał, lecz ani myślał
o zaprzestaniu świętowania swojego zwycięstwa.
– Widzieliścieee? Byłem najlepszzy!
Nikt mnie nigdy nie pobijee, mógłłbym walczyć o tytuł mistrzaa świataaaa!
Język mu się plątał, a jego
nieobecny wzrok błądził po tłumie. Energicznie wymachiwał rękoma, a kiedy Albus
w końcu się podniósł, Francis oparł się o jego ramię.
–Jeeeeestemm najleeepszzzyyy!
– To już wiemy, ale w czym? –
zapytałam ironicznie się uśmiechając, do tego ostentacyjnie unosząc brwi. Nie
starałam się być niemiła, lecz ze względu na uprzedzenia żywione do tego
chłopaka nie mogłam się oprzeć pewnej dozie sarkazmu.
–Eeem… Ale jak to w czym? – Françis
zmrużył do mnie oczy. Nastała chwila ciszy, bo najwyraźniej zbiłam go z tropu,
a wprawienie go w ten stan wcale nie było trudne. Po krótkim czasie odpowiedział
mi na początku się wahając: – Jaak to w czymm…? W Ognistą Przygodęęę! – zawołał
i rozłożył ręce ku górze w geście wygranej.
Ognista Przygoda oczywiście nie była zbyt wymagającą
grą. Polegała na tym, żeby, w sferze przypadku, usunąć jak najwięcej pionków
przeciwnika, co równało się z wypiciem niemożliwych ilości wódki. Była to
imprezowa, lanserska gra, w której nigdy nie brałam udziału. Za to
Françis – Ślizgońska dusza towarzystwa, nieformalny przywódca grupki w której
był Albus, w dodatku jego najlepszy przyjaciel oraz były chłopak mojej
przyjaciółki Annabel – za każdym razem starał się wygrać w tej grze. Już już wielokrotnie słyszałam od mojego kuzyna, jak to Françis się upijał: podobno
kiedyś w wakacje zalał wodą prawie cały dom mojego wujostwa. Nie wyciągnął z
tego żadnych konsekwencji, przez co jeszcze bardziej za nim nie przepadałam.
A w tamtej chwili wydawało mi się,
że denerwował mnie jeszcze bardziej. Nawet znaczniej niż sam fakt, że
przebywałam wtedy w tym wystarczająco, jak dla mnie, nadpobudliwie bawiącym się
tłumie. Ponownie zerknęłam na mój zegarek stwierdzając, że cały incydent z
powalaniem Albusa na ziemie i wydzieraniem się „jaki to się nie jest
najlepszy”, zajął tylko dwie minuty.
Podniosłam wzrok na Françisa.
– To co dziewczęęta? Która z was maa
ochotę na tanieeec z Gwiaazdą dzisiejszego wieczoruuu? – zapytał i, o dziwo,
płynnym ruchem dłoni przeczesał włosy, równocześnie uśmiechając się w swój
typowo zawadiacki sposób. Spojrzał po tłumie (w tym na mnie), po czym zajął się
rozmową z jakąś dziewczyną.
Ja za to miałam już serdecznie
dosyć. Nie nadawałam się do takich dużych imprez, a oprócz tego miałam w
zanadrzu miliony innych powodów uzasadniających to, co właśnie zamierzałam
zrobić nawet pomimo tych wszystkich wcześniejszych obietnic, że wytrzymam
dłużej: planowałam wyjść.
– Albus, jakoś nie za dobrze się
czuję – spojrzałam na niego krzywo i szybko dodałam: – Wracam do siebie.
Zanim zdążył odpowiedzieć, kiwnęłam
głową na pożegnanie innym znajomym i skierowałam się do wyjścia. Tak, to było
niesamowite – natychmiast przepełniło mnie uczucie ulgi, wolności. Przed
sobą miałam tylko jeden cel, który gdzieś za tym spoconym i już prawie
majaczącym tłumem objawiał mi się jako drzwi.
Byle do drzwi.
– Hej! Piękna!
Zdecydowany uścisk jakieś dłoni
wylądował na moim ramieniu i pociągnął do tyłu. Automatycznie odwróciłam się,
od razu rozpoznając po głosie kto mnie zatrzymał.
– Czego chcesz, Françis? – zapytałam
dość opryskliwym tonem, choć i tak widziałam, że ze względu na jego obecny
stan, było mu to bez znaczenia,.
– Zatańczyć z tobą – bardziej odrzekł niż zapytał, szczerząc się przy tym.
– Zatańczyć z tobą? – nie dowierzałam
w usłyszane słowa.
Tańczenie z nim było ostatnią rzeczą
jakiej wtedy pragnęłam. Niestety zanim zdążyłam wypowiedzieć to na głos, on
ruszył ku tańczącemu tłumowi trzymając mnie za ramię. Wtedy pojawił się
Albus.
– Rose! – zdziwił się zastając mnie
ciągniętą za rękę Françisa. – Jednak zostajesz?
W tym momencie wszystko potoczyło
się jak w zwolnionym tempie w tych wszystkich mugolskich filmach. Ja i Françis
równocześnie zatrzymaliśmy się, patrząc z niedowierzeniem na Albusa. Cała
poczerwieniałam ze złości, a chłopak obok rozdziawił buzię. W tle nastała
cisza, gdyż DJ-ej chyba idealnie wyczuł porę, kiedy ma przełączyć kawałek,
przez co cała sytuacja wydała się jeszcze bardziej komiczna. Wszystko zwolniło,
nastała zupełna pauza.
– Rose? – zapytał cicho Françis. –
Rose Weasley? – puścił moją dłoń w tym samym czasie, kiedy ja ponownie
spróbowałam wyrwać się z jego uścisku. Odsunął się szybko o krok, z bardziej
trzeźwym wyrazem twarzy, ukazującym tylko odrazę, jakbym przenosiła jakąś
śmiertelną chorobę. W tle znów zaczęła lecieć energiczna muzyka. – Na Merlina!
Ale cwana bestiaaa… Spięła włosy i już nikt jej nie rozpoznaje!
Całą salę wypełnił jego irytujący
śmiech, przez co nasza trójka stała się natychmiast obiektem zainteresowań
wielu spojrzeń. Rozbawiony do łez chłopak spojrzał na mnie z politowaniem, a ja
na niego z wściekłością.
– Jakbyś nie był tak pijany
widziałbyś z kim rozmawiasz – warknęłam.
– Ha! Nie mądrz się tak mała. Tak na
przyszłość, to po prostu tutaj nie przychodź skoro masz być taka opryskliwa – odwdzięczył
się tym samym tonem.
– Jestem tu u Albusa, idioto. Nie
będziesz mi rozkazywał, co mam robić.
– Françis, Rose, stop! – nie dając Ślizgonowi szansy na odzew, naszą wymianę zdań przerwał Albus. – Dajcie sobie
spokój, nie psujcie zabawy.
Jego zdecydowany głos zmusił nas do
milczenia. Powiedział to jak urodzony rozjemca. Nastała między nami cisza, a
ludzie wokół imprezowali dalej, tym razem nie zwracając na nas większej uwagi.
W uszach ciągle dudnił mi ten sam głośny rytm muzyki, a Françis obok zabijał
mnie wzrokiem. Nie. To zdecydowanie nie była dla mnie zabawa. Postanowiłam
zakończyć to bez większych ekscesów.
– W takim razie najwyższa pora żebym
wyszła – powiedziałam beznamiętnym tonem aktorsko spoglądając na zegarek.
Niestety nie oparłam się pokusie by obrzucić Albusa pełnym wyrzutów
spojrzeniem, choć mimo wszystko nie chciałam go niczym obwiniać.
Odwróciłam się i w końcu dotarłam do
drzwi. słysząc za sobą wołanie Françisa: „I dobrze mądralo!”, lecz ani razu nie
odwracając się, ani w żaden inny sposób reagując.
Po tym zdarzeniu już nic nie
przeszkodziło mi w powrocie do dormitorium. Przez całą drogę czułam coraz większe
wyrzuty sumienia do samej siebie, czy przypadkiem Albus nie czułby się przeze mnie
głupio, kiedy wyszłam. Znając go, na pewno zaczął obwiniać. Nie chciałam by tak wyszło...
Jak zwykle mnie nie zawiodłaś :D Rozdział boooskiii <3 Wiesz jak kocham takie klimaty ^^ Rose i Françis?...Shippuje! <3
OdpowiedzUsuńSPAM!!
OdpowiedzUsuńChciałabyś mieć więcej czytelników, a nie wiesz jak ich zdobyć? Męczy cię reklamowanie się na każdym blogu nie wiedząc, czy ktoś przeczyta w ogóle twój spam? Mam dla ciebie super wiadomość! Rusza nowy blog: http://baza-opowiadan.blogspot.com/ mający na celu zebranie wszystkich opowiadań "do kupy"! Zapraszam! :)
Okej, chyba zrozumiałam! Rose jest z Ravenclawu, James z Gryffindoru, Albus ze Slytherinu. I'm cool, I'm cool. Albus chyba coś ten-teges do Rose. Ale czemu Rose była w pokoju wspólnym Gryffindoru? Może Rose coś ten-teges do Jamesa? Albo może po prostu chodziło o Annabelle?
OdpowiedzUsuńCzy Rose jest najlepszą psiapsi Annabelle? Bo jeśli tak, to chyba Francis powinien ją poznać? Znaczy oczywiście był pijany. Ale ja, mimo że przechodziłam przez wiele stanów pijaństwa, nigdy nie straciłam świadomości, kto jest kim xD
No i wreszcie - KOCHAM FRANCISA.
Może poza jego nietolerancją, no bo Bóg, honor... nie. Raczej: Zen, przyjaciele, zen, nie jebać się nawzajem, ino kochać!
To był cytat. Przepraszam za nieładne słowa ;)
Tak więc uwielbiam Francisa i jego uroczy sposób bycia. Zawsze lubiłam beztroskich lowelasów. Podoba mi się też to, że nie jest posągową postacią. Dobrze że wylądował na ziemi i zrobił z siebie klauna. To sprawia, że jest dla mnie bardziej wiarygodny.
Czy Annabelle jest czarownicą czystej krwi?
Pozdrawiam :)
Super :D
OdpowiedzUsuńJak na razie moimi faworytami są rozdziały z punktu Ala i Rose. :D